Czyli wystawy w Metropolitan Museum.
Ale zanim o nich, najpierw parę słów o nowo otwartej
galerii południowej MET mieszczącej zbiory sztuki starożytnej, oddanej po trwającym 15 lat remoncie, który kosztował nowojorczyków jedynie 220 milionów
(!!!) dolarów USA. Ostatecznie Grekom i Rzymianom coś się od życia po życiu należy. I tak wreszcie w MET możemy prześledzić rozwój sztuki od Egipskiej
i sztuki Epoki Brązu poczynając na czasach Konstantyna kończąc
no i dalej prze kolejne stulecia aż do czasów współczesnych. I tak włócząc się pośród tych ogólnie wam stylowo znanych rzeźb, ozdób, malowideł, waz i Bóg wie
czego (z rzeczy arcy ciekawych Etruski rydwan z brązu), dokonałam wspaniałego
odkrycia. Odkryłam mianowicie sztukę Cypru. Coś między archaiczną Grecją, może trochę Egiptem i Syrią. Wspaniale rzeźby, ceramika wyroby z miedzi. Na prawdę wyjątkowe chyba przez to pomieszanie wpływów.
A teraz
znowu trochę o Nowym Jorku. Manhattan to ciągła zmiana świateł, odbić
cieni. Jedne wieżowce odbijają się w drugich, chmury w oknach, wystawy w
wystawach, w nich drzewa, ale też ludzki wielobarwny tłum. Chodząc
ulicami przesuwa się Wam przed oczami nieskończona projekcja żywych,
nieustannie zmieniających się fotografii i czujecie się jak na jakiejś
olbrzymiej multimedialnej wystawie. Teraz, tym piękniejszej ze w ów świetlisty
obraz wpisują się olbrzymie kwitnące na różowo magnolie i drzewa owocowe.
Na Times
Square demonstracja potępiająca wydarzenia w Armenii zwane Armeńskim
Holokaustem z początku ubiegłego stulecia (kłania się historia stosunków
Armeńsko - Tureckich). Można ja obserwować z ósmego,
restauracyjno-kawiarnianego piętra hotelu Mariott. Tak. Chodzę na kawę
do Marriota na Times Square (wszystko w bardzo przystępnych cenach, kawa w
cenie normalnej, jak wszędzie). Na piętro wjeżdża się jedną z 11 wind-rakiet.
Niesamowite uczucie. Parę sekund i można zasiąść w wygodnym foteliku popijając
dopio czyli podwójne espresso. Piętro to ma jeszcze jedną nader ważną zaletę.
Można tu bezpłatnie skorzystać z nader czystej i eleganckiej toalety (gdzie
indziej w Mc Donaldach, Starbuck'sach, pizzeriach obrzydliwie brudno). Na szczęście nie każdy wie, że można TO robić w Marriocie.
No a po
kawie i z uczuciem ulgi, idę sobie znów przez multimedialne nowojorskie ulice
(patrz wyżej) na Union Square (dość spory kawałek). Jest ciepło kwitną żonkile i zasiano nową trawę. W związku z tym pojawiły się napisy zabraniające leżenia na trawniku (a właściwe na miejscu przyszłego trawnika) oraz informacje ze za jakiś czas będziemy mogli się na nim wylegiwać a to dzięki uprzejmości Union Square Partnership, które zakupiło
nasiona. Pojawił się tez ciekawy stragan, a nim przeróżne kiełki i maleńkie
listki. Można sobie nakładać do woli z olbrzymich pudel i potem dodawać do sałatek albo jeść jak sałatkę. Tu też przezroczyste pudelka pełne kwiatów nasturcji ( o tej porze roku ?)
-- też na sałatkę. Opodal czekoladziarnia. Czekoladki owszem, ale rónież przeróżne dania i napoje z czekolady, białej, słodkiej, gorzkiej, czarnej, z
Jawy, Sumatry, Afryki. Czekolady kuchenne i do pieczenia w tabliczkach, w różnej wielkości wiórkach, no i ten zapach... i prawdziwe dwie kadzie, z białą i czarną płynną czekolada. Po prostu czekoladowy raj.
I znów w stronę promu. W Battery Park zmęczona Statua Wolności śpi na ławce. W oceanie
zachodzi słońce.
No i wiadomości z życia codziennego
Musical
"The Lion King" w Minskoff Theater na Times Square na przeciw
Mariott'a. Licząca 1600 osób widownia wypełniona po brzegi.
Nieprawdopodobny i nie do opisania. To po prostu trzeba zobaczyć. Połączenie
nowoczesnego baletu z teatrem lalek, teatrem cieni, trochę z
pantomimą. Wspaniałe stroje, maski i charakteryzacja przy oszczędnej
scenografii. Cyrkowe wręcz umiejętności aktorów na szczudłach (żyrafy), świetna muzyka Eltona Johna'a, choreografia, ustawienie scen. Większość artystów z Afryki, bębniarze też. (do 2010 r. obejrzało go ponad 70 milionów widzów na całym świecie) Po spektaklu zbiórka dla chorych na
AIDS w RPA. I parę słów o teatrach. A właściwie o budynkach w
których się mieszczą. Otóż w ogóle nie przypominają naszych teatrów. W Europie
prawie zawsze od razu widać że to coś to jest teatr. Tu do teatru wchodzi się
normalnie z ulicy, jak na przykład do restauracji, wjeżdża ruchomymi schodami. I dopiero wewnątrz
orientujemy się gdzie jesteśmy.
Nowe buty. Do sklepu zwabia mnie wschodnio brzmiąca muzyka. Nie zamierzam nic kupić, ale po chwili postanawiam przymierzyć buty. Pytam czy mogę i tu oto taka oto scena:
Sprzedawca
1: Hej, Skóra i Kości, rusz się ta Pani chce przymierzyć buty!
Sprzedawca
2: (do mnie) Widzisz, co on sobie właściwie wyobraża, czy ja wyglądam na chudzielca?
Skóra i kości? Ja buty? On mnie obraża! jak ja mogę w takim stanie Ci teraz przynieść buty! Wychodzę!
I dalej ciągnie ten monolog z iście teatralną gestykulacją (rzeczywiście jest chudy) S1 coś odpowiada, wszystko na wesoło, więc oglądam tę scenkę, w której muszę uczestniczyć bo od czasu do czasu zadawane mi są pytania... po jakimś czasie
jednak dostaje te buty.. cena $89 no i teraz ja zaczynam. Tym razem scena jak ze wschodniego
targu (Chwała Ci PYH za naukę targowania) oddaję, wychodzę, zabawa na całego, no ale w końcu dostaję buty za $50 bez tax (bez podatku). Tym sposobem
kupuję następne buty. Na koniec pytam co to za muzyka .. z Maroka. Sprzedawcy
tez Marokańczycy.
Nowojorscy
sprzedawcy butów chyba są wyjątkowo utalentowani. Jeden na Broadwayu, przed jakimś sklepem z obuwiem sportowym rapując zachęca do wejścia do środka.
Z nowości kulinarnych scallops czyli małże wielkości ping-ponga
Z nowości
zawodowych; BUYER czyli ten co chodzi na zakupy jak nie macie czasu, ochoty itp włóczyć się po sklepach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz