Design
Typowa Hameryka. bardzo dużo sztuczności. Przypomina
to trochę życie na wielkiej scenie wśród scenografii. Sztuczne kwiaty, sztuczne roślinki, wazony ze styropianu do złudzenia przypominające ceramiczne itd.
Trzeba jednak przyznać, że te sztuczności są doskonale podrobione i trzeba ich dotknąć żeby sprawdzić co to. Przy przyćmionym świetle
(jakie tu jest w większości pomieszczeń) nie do odróżnienia (np w Rockefeller
Center).
Nie widziałam u nikogo żywych kwiatów w wazonie, ale kwieciarnie są
(mało). Natomiast są przydomowe ogródki od tylu (tzw yard), gdzie uprawia się pomidory,
bazylię, rozmaryn itp. Prześmieszny styl łózek (chyba trudno kupić coś innego,
bo królują wszędzie). Takie wysokie strasznie - trzeba na nie wdrapać)
nakrywane na dzień kapa z mnóstwem poduszek. Wszystko takie same tylko materiał
inny. Poza tym mnóstwo szkła (blaty stołów, półki, itp) i ściany luster. Dosłownie ŚCIANY. Cały czas szukam określenia na tutejszy styl panujący w 90%. Taki neo-eklektyzm chyba. Dużo rożnych rzeczy w rożnych
stylach, np barokowe biurko, itp ale też dość nowoczesna kuchnia zwieńczona
gzymsem z wolimi oczkami ozdobionym liśćmi akantu, czy rokokowym mankamencikiem,
itp. Strasznie pomieszane.
Fobie
Zarazki. Wszystkie płyny z silnymi środkami dezynfekcyjnymi. Gdy dotyka się czegokolwiek (w autobusie, przyrządów do ćwiczeń w
"gym", itd trzeba się wycierać dezyfekcjonującą ściereczką. (Nie
wycieram się i nic mi nie jest). Nie daj Boże przyjechać z Afryki lub z
Azji. Może to i zrozumiale, bo przy tylu nacjach - prawie wszystkie narody świata - możliwość przywleczenia różnych chorób, dla białych trudnych do
wyleczenia, a łatwych do złapania.
Komary i inne robactwo
Nie wiem czy tutejsze komary roznoszą malarie,
ale może, bo klimat tu jest tropikalny. Temperatury przy których umierali to
raptem 33 C. Cóż to jest. Ale rzeczywiście był upal nie do zniesienia przez wilgotność sięgającą 80% wiec oddychało się parą w temp 33C. Jest to o tyle
trudniejsze, że prawie wszystkie pomieszczenia, samochody i autobusy są
klimatyzowane, wiec jak wyjdzie się na zewnątrz to jakby wejść do sauny czy
pieca. Po jakimś czasie człowiek się przyzwyczaja i jest OK, ale te zmiany
gorąco-zimno paskudne. Ale wracając do komarów. Wszędzie siatki w oknach - cudowne
bo nie ma much, ciem itp wieczorem. Co jakiś czas pryskają z samolotu kolejne
dzielnice.Wszelkie robactwo powoduje prawie histerię. Nasze
pajączki w Nawojowej i wszechobecne pajęczyny przyprawiłyby większość
Amerykanów (białych) o zawał serca.
Drobne Oszustwa - trzeba sprawdzać
wszystkie rachunki, uważać na resztę itp.
Urzędy. Pani na poczcie załatwia tylko sprawy z listy. Jak coś 5% nietypowe, nie do załatwienia. I tak wszędzie.
A poza tym...
Wszystko jest po angielsku i hiszpańsku -
chodzi mi o instrukcje obsługi, itp, także niektóre programy TV.
Przy bardzo wielu domach powiewa amerykańska flaga, przeważnie na maszcie - to tak dla przypomnienia, że jesteśmy w USA, a nie gdzie indziej. Flagi są obecne wszędzie w dużych ilościach.
Woda w Atlantyku czasem brązowa, dosłownie
nie do uwierzenia. Ostatnio cała masa kolczastych stworów. Wyglądają jak jakieś zabawki ufo
zdalnie sterowane. Nie odkryłam jeszcze gdzie maja oczy, o ile je mają, bo z
wierzchu pancerz, w środku 10 łapek jak u kraba.
W wielu bardziej uczęszczanych miejscach np stacja promu, metro, ulice na Manhattanie = defibrylatory, za szkłem do użycia w razie potrzeby natychmiast.
Samochody nie takie wielkie, to już nie era cadillaców. Wszystko takie jak u nas, ale klasy powiedzmy Opla Vectry (mniejsze
maja tylko jacyś wariaci). Jedna trzecia wszystkich samochodów to coś w rodzaju
Vitary czy Landrowera, ale szalenie komfortowe, zautomatyzowane. Nazywają je tu TRUCKI. Tzn. jak ktoś ma taki,
to ma trucka. Marki rożne, dużo japońskich, ale też europejskie i amerykańskie. Bardzo rzadko z normalną skrzynią biegów. Przeważnie wszystko
automatic.
Ulice nie wszystkie numerowane, większość ma
nazwy, także te słynne numerowane. Tyle ze rzadko jest to
ulica (street). Przeważnie jakas Avenue lub bulwar. Nawet jak mała.
Niedaleko (15 min na piechotę) mamy sklep
rosyjski, gdzie można kupić z beczki: kwaśną kapustę, kiszone ogórki, kiszone pomidory, jakieś inne kiszonki (6 beczek), bryndzę z Odessy (jeszcze nie kosztowałam)
jest inna niż nasza, w plasterkach, różne rosyjskie specjały, ale także polskie
soki z Tymbarku, ogórki w occie itp. No i co ciekawe prawdziwy biały ser,
produkowany w Stanach, tzw farmer's cheese. A mówi się, że tu tego nie ma.
W pobliżu kwieciarnia. Pisze jak byk FLORIST
(czyli kwiaciarnia) ale bez jednego żywego kwiatka, wszystko sztuczne.
Ludzi poznaje się tylko po twarzy. Tzn widać czy biały, czy Azjata czy Afrykańczyk. Nie noszą raczej narodowych stroi
jak np w Londynie, gdzie widzi sie sari i afrykańskie lapy, galabije, itp. Wszyscy tu
ubrani są po europejsku, tak samo. Przeważnie dżinsy i t-shirt. Słychać też, że mówią rożnymi językami. Ale jakimi ???
Galerii sztuki w naszym tego słowa znaczeniu
bardzo mało. Tzn. są ale raczej dla wtajemniczonych, trzeba wejść dzwoniąc
domofonem, itd. Z ulicy nie bardzo. Te co są serwuja obrazy dla wszystkich do
wyposażenia wnętrz, jakieś reprodukcje lub amerykanski klasyscyzm czy
impresjonizm (trudno powiedzieć czy to kopie starszych czy teraz malowane),
raczej paskudne i w jednym typie.
W Mc Donald's na Manhattanie, na antresoli fortepian (żeby się tam wspiąć wymagane dodatkowe umiejętności). I najlepsze koncerty na świecie. Klasyczna i cudny stary jazz.
W Mc Donald's na Manhattanie, na antresoli fortepian (żeby się tam wspiąć wymagane dodatkowe umiejętności). I najlepsze koncerty na świecie. Klasyczna i cudny stary jazz.
Na co narzekają
Niebywały brud w szpitalach i brak higieny
(np przy pobieraniu krwi) w stanie Nowy York. (Podobno zdarzają się
"filmowe" szpitale, ale rzadko). Brak pieniędzy na służbę zdrowia,
trzeba przynosić swoje chusteczki, ręczniki papierowe, wodę itp, są też trudności z dobrą opieką z ubezpieczenia. Po 65 roku życia lekarz może odmówić
przyjęcia pacjenta - trzeba iść do specjalisty dla "staruszków".
Urzędy. Pani na poczcie załatwia tylko sprawy z listy. Jak coś 5% nietypowe, nie do załatwienia. I tak wszędzie.
Nieświeże warzywa, tzn. długa droga z farmy do
sklepu.
Drożyznę (wszystko idzie w górę).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz