Zamknijcie na chwilę oczy. Co widzicie słysząc słowo Harlem?
Przeludnione brudne slumsy?
Gangi handlarzy narkotyków? Walące się domy? Czarne miasto w białym mieście,
którego granice balibyście się przekroczyć? Proszę Państwa! Tkwicie Państwo
w latach siedemdziesiątych, no może osiemdziesiątych minionego wieku. To już
nie ten Harlem. Teraz Harlem przeżywa swoj renesans.
Harlem to pięknie położona, dzielnica w górnej części Manhattanu. W tej części wyspy jest dość dużo wzniesień, ( nie na darmo Indianie nazywali ją Manna-Hatta czyli
"wyspa wielu wzgórz"), z których roztaczają się piękne
widoki na morze, Harlem River i niżej położone uliczki. Od czasu do czasu widać też malownicze pokłady czarnego łupku. W odległości 15 minut metrem od
ruchliwego Times Square nie zobaczycie żadnych drapaczy chmur. Najwyższe domy
to bardzo ładne 20-paro piętrowe bloki mieszkań socjalnych. Reszta to szersze i węższe ulice niższych, kamienic i urzekająco pięknych, obecnie w większości odrestaurowanych, szeregowych, dziewiętnastowiecznych kamieniczek
mieszkalnych z ogrodami od strony podwórza, niegdyś zbudowanych
dla nobliwych obywateli USA.
Ponieważ jednak podaż przewyższyła popyt, zaczęto je oferować potomkom afrykańskich niewolników. Tak oto krach
ekonomiczny przyczynił się do zmiany barwy tej części miasta. Nowi mieszkańcy ściągali zewsząd przywożąc ze sobą rożne kultury, rożną muzykę, rożne zwyczaje,
religie i tradycje. Żyło się może biednie ale wesoło. Wielcy, z Dukiem
Ellingtonem na czele (wieczorami grającym w słynnym tamtejszym Cotton Club), usadowili się na Sugar Hill, "gdzie życie
słodziutko się toczy" (where life is sweet), upamiętnionym w jednej z
piosenek Duke'a "Take the A train" (A to linia metra prowadząca
na Sugar Hill). .
Teraz też mieszka tu prawdziwa śmietanka
Nowego Jorku, prawnicy, artyści, bankierzy. A ponieważ w słodkim życiu nie może braknąć piwa; produkowano tu ten boski trunek na użytek własny, nawet w
czasach prohibicji. Mówi się z resztą, ze piwo w Stanach pochodzi z Afryki skąd
tradycyjne receptury zostały przywiezione tu przez Afrykańczyków w początkach XVII wieku. Obecnie produkowane piwo, Sugar Hill Beer, cieszy zmysły podobnie jak rozbrzmiewający tu niegdyś jazz.
W Harlemie mieszkał niegdyś George Washington, obecnie ma tu biuro sam Bill Clinton, Na ul. 125 można obejrzeć słynny Apollo Theatre, gdzie śpiewała Ella Fitzgerald, James Brown, Michael Jackson i wielu,
wielu innych. 125 ulica jest tez swoistym muzeum jednego artysty, Franco The
Great, który pokrył swoimi graffiti chyba wszystkie metalowe żaluzje, którymi zasłania się wystawy sklepowe na noc.
Harlem to tez
ponad 400 kościołów (400 kościołów na 8 km kwadratowych!!!), co świadczy o religijności jego rdzennych mieszkańców. Na zewnątrz nie przypominają kościołów ale jak już wejdziecie do środka... to nie możecie dojść tylko do jednego wniosku. A mianowicie, ze jesteśmy w wierze bardzo smutni. Tutejsze msze to eksplozja radości, śpiewu, muzyki, wspólnego chwalenia Pana w sposób autentyczny, spontaniczny i bardzo
uduchowiony. Tego się nie da opisać. Trzeba to zobaczyć i przeżyć. A wiec nie
macie innego wyjścia, smutni Biali ludzie, jak przyjechać na mszę
w Harlem.
Z życia codziennego
Jeszcze
raz o piwie. W barze, na promie, którym pływam na Staten Island, bardzo szybko ustawia się sporej długości kolejka.
Właściwie niektórzy zmierzają w kierunku baru prawie biegiem. Otóż
okazuje się, że sprzedawane jest tam piwo (o które w Nowym Jorku dużo trudniej
niz w Polsce) po nader przystępnej cenie. Piwo, dla niepoznaki, wlewa się
do kubków z napisem Pepsi lub Coca, no i to "Pepsi" czy
"Coke" sączy się później z rozkoszą, umilając sobie czas w czasie
podróży.
W koncercie z
okazji święta Chanuka (powtarzany teraz w TV) tańczą Murzynki.
W Benetonie na Broadwayu kupuję czapeczkę z metką :"Wykonano w Chorwacji" (po
polsku!!)
Kończy się poświąteczne Wielkie Oddawanie i sklepy pustoszeją (Po świętach w sklepach jest
taki sam ruch jak przed świętami, z tym ze teraz nie kupuje się prezentów a
oddaje te, które nam się nie podobają).
No i kulinaria bo jakżeby inaczej
Tutejsze
gotowanie przypomina kuchnię czarnoksiężnika. Wszystko mierzy się z chemiczna
precyzją, nawet szczyptę soli. Odmierza się dokładnie ilość wody na zupę, ilość
wsypanego cynamonu, czy gotowanego makaronu. Przy czym nic sie nie waży.
Wszystko wymaga miarek, miareczek, pojemniczków z podziałkami, troche jak w
pracowni chemicznej. Żadnej fantazji i prawie nic na oko.
Bardzo wygodny sposób jedzenia pomarańczy: Nieobrany owoc pokroić na plasterki grubości 0,5 -
0,7 cm potem plasterki na ćwiartki. Chwytamy potem ćwiarteczkę za skórkę i wyjadamy miąższ. Smacznego!
Z nowości
kulinarnych: grilowane warzywa (głównie różne papryki) w zalewie z octu
balsamicznego, makaron z gorzkimi brokułami lub liśćmi szpinaku, domowa kiełbasa i parmezanem, stek z cebulą przysmażaną razem z papryczka chilli,
zapiekanka z bakłażanów z mozzarellą.
Edukacja kulinarna
Dobre sery włoskie muszą być robione z mleka z
pastwisk porośniętych oregano, tymiankiem i majerankiem, a prawdziwy ocet
balsamiczny w trakcie produkcji przelewa się kolejno do beczułek z rożnych gatunków drewna, z dębu, akacji, orzecha, jałowca, morwy, i osiki (nie wiem czy w
takiej kolejności).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz