środa, 30 grudnia 2015

Chcieliście o muzeach?



To macie.


The Frick Collection to jedno z najmilszych muzeów świata. Dlaczego? Jest piękne, stosunkowo niewielkie i zupełnie niemuzealne. Nie ma w nim zwykłej muzealnej chronologii, nie ma jakiegoś przewodniego klucza, tematu do zgłębienia. Za to mamy możliwość pochodzenia po rezydencji państwa Frick. A rezydencja jest urocza. 

 Znalezione obrazy dla zapytania frick collection


Tu mieści się obecne muzeum. Pałacyk w stylu neoklasycznym, albo jak tu mówią w stylu europejskich XVIII-to wiecznych rezydencji, w otoczeniu drapaczy chmur wydaje się niewielki. 

Pan Henry Clay Frick zakupił podziwiane dziś przez nas dzieła sztuki, dzięki temu ze jako młody biedny chłopak wymyślił  by w prostym piecyku produkować z węgla koks. Na koksie zrobił kokosowy interes. W wieku trzydziestu lat był już milionerem.

Do rezydencji wchodzi się bocznym wejściem. W niedziele wpuszczają nas tam za dowolnie ofiarowaną sumę. Nawet za 10 centy. Jak tylko wymienimy powitalne "How are you doing today?" i "What's up?" z czarnym portierem (oczywiście w liberii) wchodzimy do oranżerii - ogrodu. Czy spodziewalibyście się ogrodu w samym środku domu? I to przepięknego ogrodu? Z fontanną pośrodku? Można na początek przysiąść na marmurowej ławeczce i rozkoszować się zapachem kwiatów.




Ogród robi niesamowite wrażenie. Może dlatego, ze się go w ogóle nie spodziewamy. Woda szemrze cicho, słońce świeci przez szklany dach i wszędzie unosi się zapach kwiatów (obecnie hiacyntów i storczyków) Zapach kwiatów towarzyszy nam zresztą wszędzie. Różnobarwnych lilii, tulipanów i niebieskich hiacyntów (tak bukiety z hiacyntów, ze dwadzieścia, może więcej w wazonie).

Z ogrodu wchodzi się na pokoje, w których na ścianach wiszą prawdziwe arcydzieła. Wisza tak jakbyśmy je sami sobie powiesili. Tak żeby było po prostu ładnie. Tak wiec mamy Whistlera obok Van Dycka, Milleta obok Maneta. Piekne obrazy Veermera (odkrywam ze "Kobieta w Żółtym Kubraku" ma takie same kolczyki jak "Dziewczyna z Perlą"), Chardina, Goyi, Rembrandta. I, miedzy innymi, "Polskiego Jeźdźca" , pochodzącego z kolekcji ostatniego króla Polski Stanisława Augusta  Poniatowskiego.

Są tu urocze pokoiki Fragonarda i Bouchera, pokój dzienny, koncertowy, jadalny. Ale najpiękniejsza jest biblioteka. Z rzędami pięknie oprawionych książek o sztuce, nakrytych (żeby się nie kurzyły) specjalnymi tkanymi dywanikami.

 Znalezione obrazy dla zapytania frick collection

Same wnętrza robią tak samo duże wrażenie jak obrazy. Wyrafinowane i użyte z nadzwyczajnym umiarem, ornamenty eklektyczne zdobią gzymsy i ściany. Drewniane parkietowe posadzki, przy ścianie okolone są pasem marmuru. Zasłony w oknach wykończone plecionymi kulkami, welurowe płyciny ścian -- ozdobnie plecioną taśmą. W prawie każdym pomieszczeniu znajdujemy tez piękne kominki z kompletnym zestawem przyrządów kominkowych. Oprócz tego, tak jak w domu -- zegary, meble, troszkę porcelany, figurek.. i niewielkich rzeźb. Trzeba przyznać, że jak na biednego chłopaka z Pensylwanii, pan Frick miał świetny gust i wyczucie estetyki.



Obchodzę pokoje po trzy razy, siedzę w ogrodzie.. no i w końcu wychodzę. I idę w dol Madison Avenue. Na wystawach wiosna, w knajpach białe pełne frezje i białe tulipany. W jednej olbrzymi (jak wielki krzew) bukiet białych lilii. Wystawy na Madison Avenue to wystawa sztuki współczesnej. Sklepy przeważnie designerskie. Czasem zastanawiam się jak zarabiają pieniądze. Na przykład sklep z jednym  (identycznym) fasonem butów tyle że w najprzeróżniejszych kolorach. I tak docieram do Barney's of New York ("moja" torba dalej za $1450). "Zimno dzisiaj" - zagaduje czarnego portiera w nausznikach i szaliku. "O tak okropnie. Ale wiesz, najgorsze to to ze każą nam się golić. Strasznie mi zimno w brodę" - mówi i zaprasza do środka. Ten sklep też ogląda się jak muzeum. Zarówno ze względu na eksponaty jak i na ich ceny. Dzieła sztuki -- wiadomo drogie. "Moja" torba wydaje się niczym w porównaniu z para kowbojek z krokodyla za $6000. (nie pomyliłam zer) czy kolia za 25000$. 
















Na 45 ulicy sklep z Judaikami. Jest tu wszystko. Przeróżne mezuzy, lampki chanukowe, wskaźniki do czytania tory, księgi, a nawet rogi wielkie kręte (nie spróbowałam jak się w nie dmie). Ciekawe jaki wydają dźwięk..  

I tak dochodzę (uff!! kilometry, a raczej mile) do ulicy 8 (z 70- tej). Tu za dwa dolary (albo niecałe trzy w wersji ulepszonej) można dostać kawałek pizzy we włoskiej Pizzerii "Famiglia". Pizzeria prosta ale nie byle jaka. Ich pizze jadają miedzy innymi Bill Cosby, Nicolas Cage, Barbra Streisand, Al Pacino i JA. Kupuję wersję ulepszoną (wszystko co zawiera coś więcej niż sos pomidorowy i ser) mając tym samym udział w 20 tysiącach kawałków pizzy sprzedawanych dziennie. Siadam i zajadam obserwując przez okno najdziwniejszych ludzi świata. 



Potem jeszcze kawka w Starbucks Coffee, gdzie barista lub baristo (zdecydowanie wole baristo) przygotuje Wam kawę wedle indywidualnego upodobania. Można wydziwiać do woli. Ja jestem klientem mało uciążliwym i zdecydowanym. Zawsze pijam doppio czyli podwójne espresso.

Wiadomości z życia codziennego

  
"Duch w Operze" - najdłużej grany musical na Broadwayu (20 lecie w 2006 r), musical który do tej pory obejrzało ponad 90 milionów widzów (jestem jednym z tych 90 milionów Ha!!), i który już przyniósł ponad 5 miliarda dolarów dochodu (dla porównania Titanic1.3 miliarda). Strasznie tradycyjny, strasznie europejski i strasznie perfekcyjny. Teatr śmieszny. Eklektyczny, niesamowicie stromy -- kolana na wysokości ramion siedzącej przed wami osoby. Tu  doskonale widać "przegląd rasowy" . Buzie najrozmaitsze -- atlas ras człowieka.

Koszulka na Union Square: Ostatnia Wieczerza Leonarda Da Vinci pod nią napis: "Czy mógłbyś podać mi sos?"

Kulinaria, bo jakżeby inaczej.

Szaszłyczki z kulek mozarelli, suszonych pomidorów i świeżych listków bazylii.
 
Łososia piecze się na ruszcie na namoczonej w wodzie deseczce cedrowej. Przedtem naciera się go mieszaniną brązowego cukru, czosnku, pieprzu i sosu sojowego. Yummi yummi - czyli pychotka. 
 
Quishe w Tisserie na Union Square: szupinkowy (cale liście), brokułowo cheddarowy, serowo (pleśniowy w rodzaju rokpola) pomidorowy, krabowy, szparagowy. Ponadto mini quishe w łódeczkach z ciasta francuskiego. Tamże kanapki z ciemnego chleba z łososiem nowozelandzkim, suszonymi pomidorami, przysmażaną cebulka i kaparami.

Nieprawdopodobna mieszanina smaków z rożnych stron świata i dziwnych połączeń.Ostatnio widziałam Martini z marynowanym jajkiem jakiegoś ptaka i białymi truflami.

Utrata sezonowości. Wszystko dostępne przez cały czas, doskonale w smaku. Nie takie jak pomidory w Polsce w zimie. Tak wiec prawie codziennie jadam maliny, jeżyny, truskawki i wszelkie inne owoce.

A na Union Square targ ziemniaczany.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz