niedziela, 27 grudnia 2015

Kokopelli


L., przemiła starsza pani ta z którą Spielberg robił wywiad, mieszka w malym domku trzy przecznice dalej. Na drzwiach oczywiście amerykańska flaga, w ogrodzie sztucznych skrzynkach rosną sztuczne kwiaty. Drzewa i trawa prawdziwe.

L. calymi dniami slucha Smooth Jazz Station (co też już stało się i moim przywyczajeniem), boi się pająków i zawsze w lodówce ma jajka gotowane na twardo.

L. od czasu do czasu okadza dom by wystraszyć duchy, które nie wyprowadziły  sie razem  z poprzednimi właścicielami. (Widocznie przywiązane są do domu a nie do właścicieli albo się zakochały w L).

Z L. można rozmawiać godzinami.

U L. wszędzie na ścianach wisi.... kto? No właśnie kto?

"Kokopelli" odpowiada zdziwiona, tak jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. "Kto L.?" "Kokopelli. Ko-ko-pe-lii. Nie słyszałaś o Kokopelii????"

No nie słyszałam. A historia ciekawa.

Kokopelli to indiański bóg płodności, uprawy ziemi i muzyki. Dlatego przedstawiany jest grający na flecie, ale też z wielkim penisem. (Kokopelli na ścianach u L. penisa nie ma). Kokopelli nosi w worze nienarodzone dzieci i rozdaje je kobietom (od tego wora chodzi przygarbiony, bo dzieci dużo i wór ciężki), ale jak chce sobie poharcować zostawia penisa w potoku, gdzie kąpią się piękne Indiańskie dziewczęta. (Kiedy po niego wraca nie wiadomo). L. lubi Kokopelli bo jest radosny i figlarny. Zresztą zobaczcie sami. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz